Zapraszamy Was do naszego ogrodu znajdującego się u podnóża skalistej góry w Filipowicach. Od dziś będziemy opowiadać Wam na bieżąco o tym, co się dzieje w naszym baśniowym królestwie.
Od kilkunastu dni wszystkie rośliny śpią pod śniegiem, a na dodatek są skute lodem, bo 5 dni temu padał okropny, zamarzający deszcz i rośliny wygądały jak ze szkła. No a potem dodatkowo spadł śnieg, wiec mamy teraz prawdziwą Syberię 😉
Mimo to, a może właśnie dzięki temu teraz właśnie widać zimową urodę roślin. Dlatego, uzbrojone w aparat fotograficzny i kijki trekkingowe ruszyłyśmy na zwiedzanie ogrodu. Kijki wzięłyśmy z dwóch powodów – po pierwsze, żeby się było czym podeprzeć, brodząc w głębokim śniegu, a po drugie – żeby postrząsać śnieg z iglaków, bo aż żal patrzeć na ich gałązki przygniecione kopami śniegu i lodu. Choć takie iglaki wyglądają niezwykle malowniczo i najczęściej ociągamy się ze strząsaniem śniegu, to jest to jedna z podstawowych prac zimowych, które trzeba wykonywać na bieżąco.
My, niestety, nie zrobiłyśmy tego na czas i nasze iglaki pokryły się lodowo-śniegowymi czapami. Niebezpieczne dla roślin jest strząsanie takich czap, bo zdążyły one na dobre przymarznąć do delikatnych, najmłodszych, końcowych gałązek iglaków i podczas próby zrzucenia śniegu można łatwo poodrywać najmłodsze pędy. Dlatego kijki, koniec końców, posłużyły nam jedynie za podpory 🙂
Najbardziej zachwyciły nas trawy – wysokie i niskie – których specjalnie nie ścięłyśmy jesienią właśnie po to, by móc teraz podziwiać ich kłosy i filigranowe nasiona, w tej chwili oblepione błyszczącą warstewką lodu.
Popatrzcie na nasze trawy:
Największą kępę nad stawem tworzy miskant olbrzymi (Miscanthus giganteus), który i latem i zimą wygląda bardzo efektownie. Nie należy go ścinać przed zimą z dwóch powodów:
Po pierwsze: duża, zaschnięta kępa jest bardzo malowniczym akcentem w czasie, kiedy większość bylin jest ukryta pod ziemią.
Po drugie: jego źdźbła tworzą rurki, i gdybyśmy je ucięli – dajmy na to – 20 cm nad gruntem, do tych rurek dostałaby się woda z opadów, która podczas spadków temperatury poniżej zera zamarzłaby, co w efekcie mogłoby uszkodzić całą roślinę.
Młode miskanty olbrzymie trzeba przez kilka pierwszych lat okrywać na zimę, najlepiej obsypać dół kępy kopczykiem z trocin. My w naszym ogrodzie już ich nie okrywamy, bo są zahartowane. W ubiegłym roku podczas okropnych – co zapewne pamiętacie – mrozów nasze miskanty olbrzymie częściowo zmarzły, co objawiło się wiosną w postaci zamarłych placów widocznych na kępach. Postanowiliśmy nie usuwać tych martwych części, z żywych części wyrosły okazałe kępy. Dzięki temu miskanty przerzedziły się i wyglądały bardziej efektownie.